Norwegia, kraj dostatku i fiordów. Za drogi nawet dla Amerykanów, skutecznie wyhamował nasze zakusy na poznawanie kuchni norweskiej. Bergen Card z kolei pozwoliła zobaczyć sam na sam w totalnie pustym muzeum obrazy Muncha i kilu innych norweskich artystów.
Wieczory w hostelu prowadzonym przez Meksykanów (z których jeden miał polską dziewczynę) dały chill out i wymianę doświadczeń z ludźmi z odległych kontynentów. Przyroda norweska strzelająca skałami i wodospadami fajnie robi głowie, szkoda trochę, że nie dotarliśmy to języka Trolla. W pewnym momencie godzinnej wspinaczki obudziła się we mnie chęć przełamania konwencji szlaku, więc „zabłądziłem” na urwisku skalnym – adrenalina lała się po plecach, kiedy ślizgałem się po mokrej skale ku 10-metrowej przepaści. Ja – rak jednak potrzebuję podróży.