Pamiętam ten czas: w jednym podobny jest do tego dziś: stagnacja w twórczości. Mieszkałem wtedy w PZO na Grochowskiej z windą towarową za ścianą i było mi źle. Wplątywałem się w niejasne relacje międzyludzkie, co jeszcze bardziej utrudniało. Wtedy niemoc twórcza zmusiła mnie do złapania aparatu, dziś życie samo podsunęło mi przygodę. Wtedy byłem w kiślu, dziś już tylko w babim lecie.
To jeden z niewielu projektów tak sprawnie zrealizowanych – temat był prosty i nieprzekombinowany, na dodatek ograniczony do jednego dnia. Są ludzie, są sytuacje, jest wzniosłość i doniosłość. Lubię ten krótki cykl. Pamiętam satysfakcję podczas obserwacji wyłaniających się obrazów z własnoręcznie wywołanej kliszy, z naświetlanych pod powiększalnikiem w Służewskim Domu Kultury, odbitek. Wtedy był 2006, dziś piszę z perspektywy roku 2015.